Teraz czytasz...
„Dziki ogród” Łukasza Łuczaja. Jak wygląda?

„Dziki ogród” Łukasza Łuczaja. Jak wygląda?

Agnieszka Gotówka
Dziki ogród

Dziki ogród to miejsce, w którym dominuje wolność. Jest to przestrzeń, na której prawo głosu ma zarówno człowiek, jak i przyroda. Czy to właśnie ten kierunek ogrodniczej drogi powinniśmy współcześnie obrać? Pytam o to dr hab. Łukasza Łuczaja, etnobotanika, ekologa i autora książki „Dziki ogród”.

Co to jest dziki ogród?

Jak można zdefiniować dziki ogród?

Łukasz Łuczaj
Łukasz Łuczaj, archiwum prywatne

dr hab. Łukasz Łuczaj*: To miejsce, gdzie kultywujemy roślinność rodzimą i daje się jej odpowiednią przestrzeń do wzrostu. Intuicyjnie możemy określić tym mianem ogród, gdzie oddziałujemy na rośliny w niewielkim stopniu i dokonujemy tylko nielicznych zabiegów. Ale dziki ogród możemy też rozumieć jako teren, na którym uprawiamy gatunki rodzime. Może być nim zarówno mały przydomowy ogródek, jak i niewielka rabata.

Dziki ogród kojarzy mi się z sielskim krajobrazem wsi. Czy słusznie?

I tak, i nie. Dawniej w przydomowych ogrodach rzeczywiście uprawiano więcej kwiatów i bylin. Było tam zdecydowanie więcej gatunków rodzimych, bo nie było łatwego dostępu do „egzotów”. Ale też inaczej postrzegano sam ogród.

Wiele domów otoczonych było dziką przyrodą. Dookoła były lasy i łąki. Rosły na niej zioła i rośliny, które dawały pożywienie ludziom i zwierzętom. To nierzadko była otwarta przestrzeń. I wtedy ogród był miejscem, gdzie od przyrody uciekano. W przypadku dzikiego ogrodu odgradzamy się od tego co na zewnątrz: od zgiełku, hałasu, cywilizacji. Tworzymy swoją arkę, a przy okazji tworzymy miejsce do życia dla wielu organizmów, m.in. owadów.

Ale z drugiej strony dziki ogród może być też założony w mieście, w przestrzeni publicznej.

Zdecydowanie. I coraz większa grupa włodarzy miast inwestuje w tego rodzaju projekty. To bardzo cieszy, zwłaszcza że przestrzenie miejskie dostępne są dla każdego. Każdy może cieszyć się przyrodą, wypocząć w jej otoczeniu.

W Polsce obserwujemy obecnie silny ruch tworzenia łąk kwietnych i odejście od nadmiernego koszenia trawników. Przestrzeń miejska to doskonałe miejsce dla wielu roślin. To dzięki nim ulice i chodniki stają się bardziej kolorowe, a obok nich pojawiają się motyle i pszczoły.

W mieście mamy różne siedliska. Są różnego rodzaju pułapki cieplne, a w glebie są duże ilości cementu czy gruzu, które mają wysokie pH, co pozwala na tworzenie się siedlisk wtórnych dla roślin wapiennych. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by np. uprawiać rośliny z suchych muraw Jury Krakowsko-Częstochowskiej czy Niecki Nidziańskiej w mieście, gdzie będą mogły swobodnie rosnąć między murami.

Bardzo bym chciał, by w miastach powstawały publiczne ogrody, w których ludzie na wzór terenów działkowych sami uprawiali skrawek ziemi.

Zobacz, jak wygląda „The Garden” Katarzyny i Andrew Bellingham, który znajduje się na Kaszubach w miejscowości Zgorzałe.

Dziki ogród w mieście?

Brzmi świetnie, ale są miejsca, w których nawet najmniejsze inicjatywy mieszkańców bloków spotykają się ze sprzeciwem sąsiadów lub zarządy terenu.

Zdaję sobie z tego sprawę, jednak o ile lepiej by było, gdyby trawa wokół bloku upstrzona była kolorowymi kwiatami lub w pobliżu rosły różne gatunki roślin. Uważam, że ludziom należy pozwolić ingerować w przyrodę i dać możliwość na przykład wprowadzania gatunków leśnych między bloki. Ktoś zauważa jakąś lukę, to sadzi tam zawilce, miodunki śnieżyczki czy czosnek niedźwiedzi. I już świat wokół robi się bardziej kolorowy.

Czy dziki ogród wymaga pielęgnacji?

To zależy od nas samych. Możemy kosić trawę 2-3 razy w roku albo zrobić to tylko raz na przełomie czerwca i lipca. Odradzam jednak comiesięczne mocowanie się z kosiarką, bo koszenie jakiegokolwiek terenu więcej niż trzy razy w roku ma tylko negatywne konsekwencje dla przyrody.

Dziki ogród może też być przestrzenią otwartą. Mój ogród ma 17 ha, który nie jest ogrodzony żadnym płotem ani bramą. Jest do niego swobodny dostęp, stąd np. pod dom podchodzą wilki, czy sarny. Takie zresztą było moje założenie: chciałem, by mój ogród był częścią biosfery.

Dziki ogród

W Pana najnowszej książce – „Dziki ogród” – często pada pojęcie bioróżnorodności. Dlaczego jej zachowanie jest tak ważne?

Dziki ogród to faktycznie dobry sposób na zachowanie bioróżnorodności. Pozwala na uprawę wielu gatunków. Co nie oznacza, że należy negatywnie spoglądać na ogród sąsiada, który np. bardzo lubi żywopłoty z równo przyciętych tuj. Owszem, dobrze byłoby by były to gatunki mieszane, ale to zawsze lepsze niż betonowy płot czy przestrzeń wyłożona kostką brukową.

To właśnie miał Pan na myśli, pisząc, że współczesne uprawy roślin są często biologicznymi pustyniami?

Zobacz także
uprawa rzodkiewki ekologiczna skrzynka z rzodkiewkami

To zdanie należy odnieść też do współczesnego rolnictwa, które opiera się na plantacjach. Uprawia się tam jeden gatunek w taki sposób, by nie miał żadnej konkurencji. Stąd potrzeba stosowania pestycydów, herbicydów i fungicydów.

Dobrym przykładem będzie tu kukurydza, czy pszenica. Kiedy spojrzymy na glebę, oprócz łodyg rośliny niczego tam nie znajdziemy. Może pojedyncze, rachityczne chwasty.

Jak założyć dziki ogród?

Czy uprawa dzikiego ogrodu jest droga?

Możemy oczywiście poszukiwać rzadkich roślin, których cena bywa bardzo wysoka, ale możemy też sami wprowadzać gatunki z nasion, które zebraliśmy.

Z kolei samo użytkowanie dzikiego ogrodu nie generuje wysokich kosztów, zwłaszcza jeśli planujemy pozwolić roślinom swobodnie rosnąć, nie kosić ich. To daje nam też więcej czasu na podziwianie piękna natury. Odpoczywania na jej łonie.

Dzikie ogrody to szansa dla klimatu?

Jest to na pewno jeden ze sposobów jego ochrony. Ogród to powierzchnia zielona, wartościowa biologicznie. Rośliny produkują tlen, są niezbędne do życia wielu owadom.

Każdy skrawek zieleni będzie lepszy dla klimatu niż kostka brukowa i asfalt. Niestety, człowiek niszczy przyrodę nieustannie. Na Podkarpaciu plagą ostatnio jest wykładanie rowów przydrożnych włókniną, żeby żadne rośliny nie mogły tam rosnąć. Wielu z nas nie chce mieć wcale przyrody wokół domu, stąd z premedytacją ją niszczymy.

Dziś chcemy wszystko kontrolować. A niekiedy ogród potrzebuje żyć według własnych zasad. Filozofia dzikiego ogrodu polega na patrzeniu, co nam przyroda proponuje. Niekiedy coś samo się zasieje i my, znając dany gatunek, możemy zdecydować, czy chcemy go zostawić.

Dziękuję za rozmowę

*Łukasz Łuczaj – doktor habilitowany biologii, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, etnobotanik i ekolog. Prowadzi warsztaty odżywiania się dzikimi roślinami. Jeden z czołowych badaczy dzikich roślin jadalnych na świecie. Mieszka na Pogórzu Dynowskim koło Krosna, na pograniczu dwóch wsi: Pietruszej Woli i Rzepnika, w dzikim i niezwykle malowniczym zakątku Pogórza Karpackiego. Autor wielu publikacji naukowych i książek, w tym bestsellerowej „Dzikiej kuchni”. W lipcu premierę miała najnowsza książka Łukasza Łuczaja, „Dziki ogród”.

Ten serwis używa cookies. Korzystając z niego wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Sprawdź naszą politykę prywatności.

Żadne materiały z tej strony nie mogą być jakikolwiek sposób powielane bez pisemnej zgody redakcji.