Znawcy twierdzą, że od początku tej dekady można mówić o pewnej piwnej rewolucji, a na pewno modzie na piwa rzemieślnicze-zarówno na ich warzenie, jak i na ich degustację. Bydgoszcz nie jest ani hiper- , megametropolia, ale tez nie wyleciała sroce spod ogona, ale rzeczywiście do 2-3 lat wstecz trudno było dostać piwa z małych browarów- i to obojętnie czy w detalu, czy też w specjalistycznym pubie. Dziś jest inaczej, co więcej mamy tu nawet piwny festiwal!
Sam pamiętam, że 4-5 lat temu kupno Fortuny (a w końcu to nie żaden niszowy browar, po przejęciu go przez większego gracza) graniczyło wręcz z cudem. Puby na starówce-w tamtym czasie- jakoś dziwnym trafem pomijały tego typu ofertę. Dlatego będąc w Poznaniu czy np. latem w Trójmieście przy okazji wypadów na plażę, chętnie zaglądałem do tego typu przybytków, w których aż roiło się od przeróżnych kraftowych wyrobów. Ale nic nie stoi w miejscu, czasy się zmieniają i Bydzia też już dorobiła się miejsc, w których można się uraczyć się do woli rzemieślniczymi warzonymi „wynalazkami”. No i od niedawna jest wreszcie w Grodzie nad Brdą i Wisłą pierwszy z prawdziwego zdarzenia kraftowy browar „Osowa Góra”, a od dwóch lat miasto też może pochwalić się „Beergoszczą”, czyli festiwalem piw rzemieślniczych, którego druga edycja miała miejsce w dniach 6-8.05.2016. Jak doskonale wiadomo, w kraju nie ma żadnego ekopiwa (acz oferta „z importu systematycznie się poszerza… – o czym będziemy pisać w najbliższych dniach). Piwowarzy rzemieślniczy starają się za to- o ile to możliwe- by ich wyroby wpisywały się w trend slow foodowy, czyli są produkowane z surowców dostępnych na lokalnym rynku.
Doskonale wiadomo, że cały ruch czy też filozofia rzemieślniczego warzenia piwa też nie jest wolna od modowych wpływów. Z tej też przyczyny piwowarzy oprócz wszelkiego rodzaju pale ale, blond ale czy też pszenicznych wprowadzają coraz częściej i coraz bardziej ochoczo tzw. piwa nowofalowe. Tym tropem poszli również organizatorzy „Beergoszczy” (pewnie z myślą o młodszej klienteli?!) i dlatego zarówno ubiegłoroczne jak i tegoroczne piwo festiwalowe było z tej właśnie „trendowej bajki” -w ub. roku polecano „Morelyn Monroe”( IPA z morelami), a w tym roku królował „John Limon” (American Wheat ze skórką limonki, cytryny i liśćmi bazyli).
Po degustacji wole jednak pozostać smakoszem tradycyjnych odmian – zdecydowanie pomysł na nazwy trunków przewyższa nad zawartością treści i doznaniami smakowymi, ale przecież już w starożytności mawiano, że o gustach się nie dyskutuje. Może po prostu moje kubki smakowe nie nadążają za postmodernistycznymi zmianami?!
Bardzo szybka, filmowa, wycieczka po festiwalu poniżej:
Co do tej ostatniej uwagi- to wydaje mi się, że Bydgoszcz jeszcze nie dojrzała do trochę bardziej subtelnej oferty proponowanej przez food trucki, których było można spotkać na Beergoszczy. Niestety królowały tłuste grillowane potrawy, a zupełnie nieobecne były inne ciekawe zjawiska już przecież istniejące na naszej krajowej food truckowej scenie. Zdecydowanie Bydgoszczy potrzebne są tego typu eventy czy też kraftowe puby oraz ciekawe food trucki z niebanalną ofertą jak chociażby bezglutenowe wrapy, czy też ormiańskim plackiem – lawasz. Pewnie jak do Bydzi z opóźnieniem dotarła moda na kraftowe piwo, to i dopiero za jakąś chwilę dotrze fala food trucków z bardziej ciekawym i urozmaiconym jedzeniem?! Ale jedno jest pewno, warto działać, organizować takie imprezy jak Beergoszcz, bo jak to mówi mądrośc ludowa „kropelka drąży skałę”, a w tym przypadku jest to kraftowa „kropla”!
Dr Piotr Geise